Jesteśmy to winni chorym
Rozmowa z dyr. Szpitala Specjalistycznego im. dr. Józefa Babińskiego Stanisławem Kracikiem.
Sto lat temu, kiedy jeszcze Polski nie było na mapie, a bieda dokuczała ludziom bardziej niż dzisiaj, zbudowano w Kobierzynie koło Krakowa jeden z najpiękniejszych i najbardziej wtedy nowoczesnych w Europie szpitali psychiatrycznych, zaprojektowany według koncepcji Ebenezera Howarda jako miasto-ogród o secesyjnej architekturze. Przed kilku laty koszt remontu oraz eksploatacji tego szpitala uznano za zbyt wysoki, więc zamierzano go sprzedać i wybudować nowy. Dwa lata temu wycofano się z tego pomysłu, podejmując wyzwanie rewitalizacji całego kompleksu. Zatem dawny, zabytkowy szpital będzie istniał na całej wyznaczonej przed wiekiem przestrzeni, w dodatku ma być znacznie piękniejszy niż jest dzisiaj. Prace remontowe budynków i rewitalizację starego parku prowadzi Stanisław Kracik, od dwóch lat dyrektor szpitala.
– Był pan burmistrzem Niepołomic, wojewodą małopolskim, posłem na sejm. Co sprawiło, że został pan dyrektorem szpitala psychiatrycznego?
– Jako prezes spółki Małopolskie Parki Przemysłowe, która na podstawie umowy z Zarządem Województwa nadzoruje teren tego szpitala, podjąłem się rewitalizacji tego zabytkowego kompleksu, obejmującego 60 budynków i 52 ha parku. Co prawda sam szpital zajmuje tylko cześć budynków, pozostałe popadają w ruinę, ale łącznie stanowią one harmonijną całość. Leczy się tu stacjonarnie ponad 800 pacjentów, a jeszcze więcej ambulatoryjnie, jest zatrudnionych ok. 1000 pracowników: lekarzy, pielęgniarek, terapeutów, administracji, personelu pomocniczego. Mamy też pięć oddziałów w terenie, w Nowej Hucie, Wieliczce, Skawinie, Myślenicach, a ostatnio otwarliśmy także oddział w Miechowie.
– To jest szpital psychiatryczny, a pan nie jest z wykształcenia lekarzem, lecz absolwentem AGH, dobrym organizatorem, gospodarzem, administratorem, samorządowcem, ale nie psychiatrą.
– Toteż nie ja zajmuję się sprawami bezpośrednio związanymi z leczeniem, to gestia mojej zastępczyni do spraw lecznictwa, specjalisty psychiatrii Danuty Woźniak. Jednak los chorych psychicznie i niepełnosprawnych nie jest mi obcy, choćby z powodu osobistych doświadczeń, prawie od czterdziestu lat jestem powiernikiem osoby chorej na schizofrenię, która w czasie kryzysów wielokrotnie wracała tu na leczenie. Od pierwszego roku studiów uczestniczyłem, jako wolontariusz, w opiece nad niepełnosprawnymi organizowanej przez Hannę Chrzanowską w formie tak zwanych rekolekcji, prowadziliśmy je w Trzebini, potem w Niepołomicach. Decydując się na objęcie tej funkcji, pomyślałem więc, że jest to wyzwanie, które mieści się w skali mojej społecznej wrażliwości.
– Dyrektorem szpitala został pan w połowie sierpnia 2012 roku, kiedy trwały tu strajki pracowników i słyszało się, że szpital może zostać zlikwidowany. Jak pan ocenił jego stan i jakie wyznaczył sobie zadania?
– Po zapoznaniu się z warunkami, w jakich przebywają chorzy, nie byłem zbudowany.
– Byłam tu ćwierć wieku temu i wiem, że warunki w niektórych pawilonach były wręcz przerażające. Pamiętam sale, w których przebywało po kilkudziesięciu pacjentów w różnym wieku i na różnym etapie leczenia, nie wychodzili poza budynek latami. Myślałam wtedy, że wyrzucono ich poza nurt życia, a mieszkańcy Krakowa nawet nie wiedzą, a może nie chcą wiedzieć, ile w pobliżu jest cierpienia. Bo chorzy psychicznie budzą lęk.
– Ja też z początku odczuwałem lęk przed tym miejscem. Ale to trzeba zmienić, staramy się otwierać szpital na kontakty z otoczeniem, zapraszamy tu także zdrowych ludzi. Już tradycyjnie organizujemy cztery razy do roku dni otwarte – przewodnik oprowadza po jego terenie grupy krakowian, którzy chcą poznać te zabytkowe obiekty, a od dwóch lat odbywają się też prezentacje prac pacjentów, jest tu wtedy wiele różnych imprez pod wspólną nazwą – festiwal „Sami z siebie” [organizowany przez Fundację i teatr Hothaus]. Remont zaczęliśmy od likwidowania wszystkich wewnętrznych płotów i ogrodzeń, które miały w sumie około 6 kilometrów długości i tworzyły enklawy pozamykane łańcuchami, kłódkami, a nie spełniały żadnej roli: ten, kto chciałby uciec, mógłby je pokonać bez większego trudu. Wiedziałem, że chorzy czują się lepiej w otwartej przestrzeni. Zresztą zastałem tu już sporo ciekawych inicjatyw związanych m.in. z działalnością pana Laurenta Nouwena, który od lat finansował pobyty naszych terapeutów w Holandii. Do nas z kolei przyjeżdżają na szkolenie terapeuci ze Lwowa. Utrzymujemy też współpracę ze szpitalem Bethel w miejscowości Bielefeld w Niemczech. Ja jednak koncentruję się na inwestycjach, bo na nich się znam. Myślę, że przez stworzenie człowiekowi choremu należytych warunków życia i leczenia wyraża się mu szacunek i troskę o niego, wtedy wie, że tu, gdzie jest, o nim myślą.
– Warunki, w jakich mieszkają i leczą się chorzy, a wielu przebywa tu latami, także są elementem terapii.
– Nie ma już tak przepełnionych sal jak kiedyś. Choć przyznam, że sytuacja chorych w jednym z budynków bardzo mnie poruszyła, są w nim dwie duże sale, w których przebywa po 12–15 pacjentek. Ale już podjęliśmy realizację trzyletniego projektu, który pozwoli przebudować ten obiekt tak, by w pomieszczeniach stało nie więcej niż po 4–5 łóżek. Przeprowadzamy w tym roku remont trzech budynków, w ubiegłym wyremontowaliśmy jeden, ale za to największy. Za pieniądze Małopolskich Parków urządziliśmy też na nowo ogródki przy pawilonach.
– Dyrekcja szpitala mieściła się wcześniej w dużym, głównym budynku, na którym teraz wymienia się dach, widzę, że pan przeniósł swój gabinet do znacznie mniejszej dawnej willi dyrektora.
– Kiedy zobaczyłem, że tak duży budynek jest zajmowany przez dyrekcję i administrację, pomyślałem, że trzeba go wyremontować z przeznaczeniem dla pacjentów. Utworzyliśmy w nim wzorcowe centrum terapii i rehabilitacji, miałem w tym przedsięwzięciu wsparcie większości terapeutów, uczestniczyli w zagospodarowaniu wnętrz, ich wystroju. Teraz jeszcze wymieniamy na nim dach i robimy elewację. Rondo przed tym budynkiem też przebudujemy.
– Czym się kierujecie w planowaniu kolejnych remontów?
– Zaczęliśmy od obiektów, które są istotne w procesie leczenia. W pierwszym roku zrobiliśmy elewację w budynku nr 8, w którym przebywa pięćdziesięciu pacjentów, w drugim wyremontowaliśmy największy pawilon, nie zabytkowy, powojenny, ale bardzo zniszczony, ponury. Służy 150 pacjentom, jest tam psychogeriatria i neurologia, a na trzecim piętrze leczy się zaburzenia osobowości. Co prawda można było tylko przywrócić jego dawny stan, ale chciałem, by był w nim lepszy klimat, więc przeprowadziliśmy kilka zmian, na przykład w oknach zamiast tradycyjnych krat założyliśmy ozdobne zabezpieczenia. Bez takich detali nie osiągnie się dobrego efektu.
– Czy zabytkowy charakter budynków nie utrudnia remontów? Jest przecież wiele ograniczeń, wszystko trzeba uzgadniać z konserwatorem zabytków.
– Nabyłem doświadczenia, remontując w Niepołomicach zabytkowy zamek i kościół, nie przeszkadza mi, że obiekt, który remontuję jest zabytkowy, a raczej uskrzydla. Tutejszy kompleks budynków to secesja, przykładem elegancji jest teatr i kaplica, budujące, że już przed wiekiem opracowano takie piękne projekty z myślą o chorych. W uzgodnieniach z konserwatorem zabytków pomocna mi jest rada, którą powołałem, złożona z autorytetów w dziedzinie ochrony i konserwacji zabytków Krakowa, w jej skład wchodzą: prof. Władysław Zalewski, dr Zbigniew Beiersdorf, mgr Mikołaj Kornecki, mgr Adam Uznański i mgr Lech Sobieszek. Mogę zawsze zasięgnąć ich opinii i powołać się na nią, co ułatwia uzgodnienia z Pracownią Konserwatora Miejskiego.
– Słyszałam, że remont tego zabytkowego kompleksu jest bardzo drogi, a funkcjonowanie w nim szpitala zbyt kosztowne.
– Od dawna się spieram z niektórymi decydentami, że utrzymanie tego szpitala wcale nie musi tak wiele kosztować tylko dlatego, że jest zabytkowy i rozproszony. W czasie remontu staramy się dokonać takich zmian, by osiągnąć jak największe oszczędności w eksploatacji – już gdy planujemy modernizację kolejnego budynku, szukamy możliwości obniżenia tych kosztów. We współpracy z Wydziałem Zarządzania AGH wypracowujemy koncepcje lepszego wykorzystania obiektów i przekonujemy do nich pracowników szpitala. Przecież pomieszczenia i ich wyposażenie mogą służyć do prowadzenia różnej działalności. Na przykład tu, w budynku 7 B, w salach gdzie czasem odbywały się spotkania czy dyżury, urządziliśmy ambulatorium, które jest czynne od 7.30 do 19.00, już skorzystało z niego ok. 1000 pacjentów, w ten sposób szpital otwiera się także na potrzeby miasta. Przez zastosowanie nowoczesnych rozwiązań technicznych spowodujemy znaczne ograniczenia zużycia energii elektrycznej i cieplnej, co na pewno się potwierdzi w nadchodzącą zimę, w ten sposób obniżymy koszty o prawie milion złotych. Udało mi się zdobyć 7 mln złotych z Małopolskiego Regionalnego Programu Operacyjnego, wymienię więc wszystkie okna na nowe, drewniane, oczywiście szczelne, przyniesie to oszczędności. W budynku dla kobiet, w którym zagospodarowaliśmy też poddasze na funkcje pomocnicze, było 40 łóżek, a będzie 70, dwa oddziały łączymy w jeden, więc administracja będzie także nieco zredukowana.
– Co teraz remontujecie?
– Przebudowujemy oddział kobiecy ogólnopsychiatryczny na rehabilitacyjny, łącząc oddziały, więc zyskamy więcej miejsc na tej samej przestrzeni. Jeden z pozyskanych w ten sposób budynków zostanie przeznaczony na oddział dla pacjentów przebywających tu po postanowieniach sądowych. Jesteśmy w trakcie zamykania oddziału neurologicznego, bowiem w krakowskich szpitalach jest dość miejsc dla chorych neurologicznie, a my tu nie mamy ani interny, ani bloku operacyjnego, by prowadzić ich dodatkowe leczenie. Natomiast w związku ze zmianami demograficznymi jest duża potrzeba rozwijania psychogeriatrii, toteż jeden z dwóch oddziałów, na który trafiają ci chorzy, powiększamy o 40 łóżek. Zachowamy jednak poradnię neurologiczną. Personel średni neurologii zostanie zatrudniony w innych oddziałach, a czterech neurologów na pewno znajdzie pracę. Po prostu zaczęliśmy liczyć koszty, każdy ordynator otrzymuje co miesiąc dokumentujący je wydruk. Nie możemy przygotowywać szpitala na następne stulecie w oderwaniu od ekonomii. I tyle mogę zrobić, bo nie zmienię sposobu finansowania psychiatrii, choć woła o pomstę do nieba.
– Jest aż tak źle?
– Proszę tylko pomyśleć, jaki to paradoks; gdyby nasi pacjenci, którzy są chorzy psychicznie, a jednocześnie na gruźlicę, byli tylko dotknięci gruźlicą i leczyli się na przykład w Szpitalu Chorób Płuc w Jaroszowcu, przekazywano by na nich o 100 zł większą stawkę dzienną, niż kiedy przebywają u nas i są leczeni na dwie choroby.
– W 2017 roku szpital będzie obchodził stulecie. To jeszcze tylko dwa i pół roku, niezbyt wiele jak na tak zakrojone remonty. Co zdąży pan zrobić do tego czasu?
– Planujemy, że do końca 2016 roku we wszystkich budynkach sale będą najwyżej pięciołóżkowe, wszędzie windy, instalacja przeciwpożarowa, sygnalizacja, zmodernizowane ogrzewanie i nowy system wytwarzania wody ciepłej. Już w jednym budynku zastosowaliśmy instalację solarną, by ją wykonać, zapożyczyliśmy się w Narodowym Funduszu Ochrony Środowiska, ale to się opłaca. Plan remontu nie był łatwy do ułożenia, bo trudno ustalić, w jakiej sekwencji wykonywać te prace, skoro założyliśmy, że nie zamkniemy żadnego oddziału na czas remontu. Pacjenci muszą być niekiedy przenoszeni z jednego budynku do drugiego, ale cały szpital funkcjonuje bez przerwy.
– Czy pacjenci uczestniczą w pracach prowadzonych na terenie szpitala? Znana jest przecież terapia przez pracę.
– Przepisy tego zabraniają, gdy zobaczono kiedyś pacjentkę grabiącą liście, była straszna awantura.
– To nonsens, oni z nudów mogliby zrobić wiele dla szpitala, własnego zdrowia i samopoczucia, oczywiście ci, którym pozwala na to kondycja fizyczna i psychiczna.
– Po opuszczeniu szpitala często nie mogą znaleźć pracy, założyliśmy więc spółdzielnię dla byłych pacjentów, sprzątają osiedle, klatki, koszą trawę. Mamy duży niewykorzystany jeszcze potencjał, który może dać zatrudnienie i zysk, choćby szklarnie, ogrody. Pacjenci psychiatryczni przebywają u nas dość długo, często wracają, są związani z tym miejscem, toteż toczące się tu życie jest ważne także dla ich terapii.
– Skąd pieniądze na tak duże remonty?
– Z kilku źródeł. 5 mln zł dał Zarząd Województwa z puli przeznaczonej na modernizację szpitala, z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej otrzymaliśmy 700 tys. zł, Społeczny Komitet Ochrony Zabytków Krakowa przeznaczył na ten cel 1 milion, no i cztery dofinansowania unijne na 7,5 mln zł. Przygotowujemy się do dużego projektu unijnego obejmującego nie tylko obiekty, ale i zieleń, ale pierwsze sumy otrzymamy dopiero po 2016 roku. Nie możemy czekać bezczynnie na duże kwoty, trzeba wykorzystać też te mniejsze.
– Czy ktoś pyta pacjentów o zdanie?
– Zakupiliśmy testy sprawdzające satysfakcję pacjentów z pobytu w szpitalu i będziemy je stosować we wszystkich oddziałach. Zamierzamy uwzględniać opinie i wnioski chorych. Staram się też budować porozumienie i dobrą współpracę z zespołem pracowników szpitala, niestety, jeszcze czasem wyczuwam brak zaufania, choć przecież nie mam przed nimi tajemnic, plan i finansowanie także jest jawne, dostała je rada pracownicza. Na szczęście jest coraz lepiej, ale nie ma jeszcze pełnej harmonii.
– Może dlatego, że już nieraz zawiedziono ich zaufanie. To, co pan tutaj robi, nie jest zwykłym remontem zwyczajnych obiektów, bo jest to miejsce szczególne, swoisty test na wrażliwość społeczną na los tych, którzy – jak ich określał prof. Antoni Kępiński „więcej czują i więcej cierpią”.
– Piękne i święte miejsce, dlatego rozmawiałem z kardynałem Stanisławem Dziwiszem, by zaprosić tu papieża Franciszka w czasie jego bytności w Polsce.
– Dziękuję za rozmowę.
Kilka kilometrów od Krakowa, wśród starych drzew i krzewów stoją niewielkie secesyjne wille połączone dróżkami oraz zabudowania gospodarcze, w sumie 60 obiektów, w większości zniszczonych, na 52 hektarach zieleni. Mieści się tu Specjalistyczny Szpital im. dr. Józefa Babińskiego potocznie zwany „Kobierzynem”. Miejsce to, chociaż piękne, rzadko bywa celem wycieczek i niedzielnych spacerów krakowian, gdyż chorzy psychicznie ciągle budzą lęk. Cały zespół szpitalno-parkowy został w 1991 roku wpisany na listę zabytków, a mimo to jeszcze nie tak dawno jego byt był zagrożony – mówiono nawet o likwidacji szpitala.
Koncepcja jego budowy zrodziła się w 1903 roku, realizację powierzono Władysławowi Klimczakowi, projektującemu szpitale i uzdrowiska, zaś koordynację znanemu architektowi Tadeuszowi Stryjeńskiemu. Szpital projektowano w konsultacji z wybitnymi psychiatrami – Janem Mazurkiewiczem (który został jego pierwszym dyrektorem), Henrykiem Halbanem, Janem Piltzem. Plan budowy wzorowany na wiedeńskim szpitalu na Steinhofie zatwierdził w 1907 roku Sejm Krajowy we Lwowie. Zbudowane wówczas obiekty to istne pałacyki w stylu secesyjnym, rozmieszczono je w układzie promienisto-koncentrycznym, uzyskując, widziany z lotu balonem, kształt ulubionego w tamtej epoce motyla. Najpierw wzniesiono 16 pawilonów oraz budynki administracyjno-gospodarcze i mieszkalne dla personelu. W pewnym oddaleniu stanęły obiekty dla chorych na gruźlicę i jaglicę, częste wówczas i groźne choroby zakaźne. Całość podzielono na część męską i żeńską (A i B). Szpital miał własną aptekę, kuchnię, skąd rozwożono posiłki kolejką ciągniętą po szynach przez konie, nowoczesną piekarnię, pralnię, kotłownię, w której po raz pierwszy w Krakowie zastosowano centralne rozprowadzanie ciepła. Stanęła piękna kaplica pod wezwaniem Marki Bożej Częstochowskiej zaprojektowana przez Antoniego Budkowskiego, teatr, willa dyrektora, urządzono boisko. W gospodarstwie rolnym wielkości 10 ha była stajnia, obora, kurnik, sad, szklarnie, pola uprawne. Były też warsztaty, bo już wtedy stosowano terapię przez pracę: introligatorski, krawiecki, szewski, stolarski. Stworzono zespół muzyczny złożony z członów personelu i chorych. W pewnym oddaleniu założono własny cmentarz. Otwarcia Krajowego Zakładu dla Umysłowo Chorych dokonano w 1917 roku, wtedy też wprowadzono tu pierwszych pacjentów.
Autor: Krystyna Rożnowska
Data publikacji: 28 10 2014
Miejsce publikacji: 10