12.04.2014 r. – Strzelnica na Woli Justowskiej | Krzysztof Jakubowski
Kraków na starych widokówkach. Strzelnica na Woli
Historia zabytkowej Strzelnicy im. gen. Zielińskiego, stojącej przy ul. Królowej Jadwigi od 1896 roku jest od lat wdzięcznym tematem dla tzw. dziennikarzy interwencyjnych. Przez ostatnie 20 lat ten unikatowy drewniany zabytek sztuki militarnej popadał w ruinę i dziś jest w opłakanym stanie. Z kronikarskiego obowiązku warto przypomnieć, jak doszło do tej degradacji.
Zarówno w okresie międzywojennym, jak i po II wojnie światowej strzelnica należała do krakowskiego garnizonu. Wojsko było zatem od zawsze jej naturalnym i solidnym administratorem. Kłopoty zaczęły się u progu lat 90., kiedy Strzelnicę (własność skarbu państwa) przekazano gminie. Wkrótce cały 10-hektarowy teren Wydział Skarbu Miasta wydzierżawił Fundacji Rozwoju Turystyki i Rekreacji Wawel-Sport, pod warunkiem że ta wyremontuje zabytkowy drewniany obiekt. Pomimo kilkakrotnej prolongaty terminu nigdy nie przystąpiono do prac (trudno za takie uznać prowizoryczne podstemplowanie kilku osłabionych krokwi), toteż miasto naliczało fundacji karę w wysokości 800 tys. zł rocznie.
Jedynym rezultatem było jednak zaskarżenie tej decyzji i trwające kilka lat urzędowe przepychanki. Tymczasem sama Strzelnica początkowo wydzierżawiona przez fundację prywatnemu inwestorowi na okres 30 lat została wkrótce (2004 r.) sprzedana za kwotę 926 tys. zł. Ów inwestor miał (podobno) zamiar urządzić tam restaurację i kawiarnię. Ponieważ jednak zwlekał i nie przedłożył w ustalonym terminie projektu prac adaptacyjnych, wojewódzki konserwator zabytków postanowił zawiadomić prokuraturę i Urząd Miasta Krakowa o niedotrzymaniu warunków umowy.
Światełko w tunelu
Warunkom dzierżawy (działalność usługowa i sportowo-rekreacyjna) nie sprostał kolejny właściciel, który zakładał inwestycję z przewagą funkcji handlowej, obejmującą zrekonstruowaną Strzelnicę. Wydział Skarbu Miasta zmuszony był w tej sytuacji oprotestować wydane już zezwolenie na budowę obiektu usługowo-handlowego (2010 r.), otrzymane przez inwestora po trzech latach starań z… Wydziału Architektury i Urbanistyki. Równocześnie rozpoczęło się żmudne postępowanie o zwrot obiektu. Nie świadczy to najlepiej o koegzystencji i współpracy dwóch ważnych wydziałów jednego przecież urzędu. Niestety, polskie prawo sankcjonuje tego rodzaju dualizm, prezydent miasta bowiem na prawach powiatu – a takim jest Kraków – sprawuje władzę wykonawczą, ale jest zarazem starostą zarządzającym m.in. nieruchomościami skarbu państwa. Trudno oprzeć się wrażeniu, że to ciekawy przejaw administracyjnej schizofrenii w granicach prawa.
Po kilkuletnich sądowych utarczkach w 2012 roku gmina definitywnie odzyskała Strzelnicę, a jej opiekunem został Zarząd Infrastruktury Sportowej. Tak pojawiło się światełko w tunelu. Dzięki funduszom przekazanym przez gminę, wojewodę i SKOZK (ponad 400 tys. zł) można było już w ubiegłym roku rozpocząć prace projektowe nad rewitalizacją i prowizorycznie zabezpieczyć obiekt. W bieżącym roku SKOZK przeznaczył na ten cel 585 tys. zł, co stanowi prawie połowę założonych kosztów rewitalizacji najbardziej wartościowej, centralnej części Strzelnicy. Nie ulega wątpliwości, że obiekt wpisany do rejestru zabytków (1993 r.), musi zostać rozebrany i poddany drobiazgowej inwentaryzacji. Na szczęście doktryna konserwatorska dotycząca budowli drewnianych jest dość liberalna i dopuszcza rekonstrukcję nawet 50 proc. substancji.
Gdyby nie ów dach…
Na zamieszczonej widokówce z 1905 roku podziwiać można Strzelnicę z czasów świetności. Należy wierzyć, że doczekamy się jej odtworzenia w pierwotnym kształcie – z naczółkowymi dachami, ozdobionymi ażurowym, tzw. laubzegowym ornamentem i iglicami na trzech szczytowych partiach. Ten piękny przykład finezyjnej, XIX-wiecznej ciesiółki uległ z czasem degradacji i w latach 50. zastąpiony został ciężkim, banalnym dachem.
Niestety, na koniec łyżka dziegciu, choć tekst miał mieć wydźwięk zdecydowanie optymistyczny. Przedstawione ostatnio w krakowskiej prasie wizualizacje odnowionej Strzelnicy byłyby do przyjęcia, gdyby właśnie nie ów dach. Prymitywne, przyciężkie zakrokwienie proponowane przez projektanta wykonałby pierwszy zwerbowany góral, bez projektu i niekoniecznie na trzeźwo. To pasuje, owszem, do stylizowanych obiektów współczesnych, których wizerunek musi coś udawać (np. remizy). W przypadku bezcennego obiektu sztuki militarnej, który chcemy restaurować za ciężkie publiczne pieniądze, należałoby pokusić się o odtworzenie stanu pierwotnego, zwłaszcza że jest dokumentacja, jak chociażby przedstawiona widokówka, a obiekt jest tego wart.
Autor: Krzysztof Jakubowski
Data publikacji: 12.04.2014 r.
Miejsce publikacji: 2