15.02.2013 r. – Środki budżetowe na NFRZK | Beata Maciejewska
Kraków niszczy zabytki?
Stołeczne Królewskie Miasto Kraków to nasz konserwatorski pępek świata: co roku dostaje z budżetu państwa na swoje zabytki ponad 40 mln zł. Reszta Polski musi się zadowolić sumą tylko dwa razy większą. Koalicja zbuntowanych miast ruszyła na Wawel.
Bunt, nie przypadkiem, wybuchł we Wrocławiu. Towarzystwo Upiększania Miasta Wrocławia (TUMW) wyliczyło, że w tym roku Kraków dostanie na jeden zabytek ok. 36 tys. zł, a reszcie Polski skapnie na jeden obiekt zabytkowy ok. 1200 zł.
Tymczasem właśnie na Dolnym Śląsku jest najwięcej zabytków w kraju i tutaj najbardziej brakuje pieniędzy. W dolnośląskim rejestrze chronionych „obiektów nieruchomych" jest 8110. Druga w kolejności Wielkopolska ma ich prawie siedem tysięcy, a Małopolska opiekuje się pięcioma tysiącami takich zabytków. Co z tego jednak że na Dolnym Śląsku jest najwięcej budowli sakralnych, zamków i pałaców (samych zamków jest 99, drugie w kolejce województwo śląskie ma w swojej pieczy tylko 36) skoro lada chwila się zawalą. Trudno uwierzyć, że na zamku w Rudnicy Balzer von Sterz wydawał bale, a w Starej Łomnicy były czasy, kiedy deszcz nie lał się do jadalni.
Władze województwa dolnośląskiego wykładają na ratowanie tych cudów zaledwie 4-5 mln zł rocznie. Gmin zwykle nie stać na żadną pomoc, więc ruiny są coraz bardziej zniszczone. Na liście zabytkowych budowli wymagających kapitalnego remontu Dolny Śląsk przoduje – ponad 2 tys. obiektów czeka na pilną, gruntowną interwencję. Dla porównania: Wielkopolska ma na takiej liście remontowej „tylko” 828 pozycji. Takie są skutki klęski urodzaju oraz polityki peerelowskich władz wobec obcego dziedzictwa kulturowego. Ale w końcu trzeba ten bałagan posprzątać.
W złym miejscu postawione
TUMW pod koniec ub. roku posłało do sejmowej komisji kultury i środków przekazu apel o ratowanie zabytków w małych miastach i wsiach. Apel zdobył spore poparcie w kraju, podpisało się pod nim 12 podobnych stowarzyszeń pracujących m.in. na rzecz Poznania, Gdańska Szczecina, Łodzi, Katowic, Opola, Lublina i Olsztyna.
Sami krakusi przyznają po cichu, że podział pieniędzy jest niesprawiedliwy
– za jawne głoszenie tej herezji grozi stos.
Buntownicy domagają się uchylenia ustawy z 1985 roku o Narodowym Funduszu Rewaloryzacji Zabytków Krakowa. Funduszem zarządza Kancelaria Prezydenta RP, i to ona od lat tak hojnie obdarowuje Kraków, a ściślej: słynny Społeczny Komitet Odnowy Zabytków Krakowa (SKOZK). Koalicja miast chce, żeby pieniądze, które co roku wędrują z Belwederu na Wawel, przenieść do puli generalnego konserwatora zabytków.
Pieniądze dla Krakowa są odbierane jako niesprawiedliwy przywilej. „Nawet biorąc pod uwagę szczególne miejsce Krakowa w polskiej historii, uważamy, że od uchwalenia ustawy w 1985 roku państwo polskie w wystarczający sposób dało wyraz świadomości tego faktu. Między innymi dzięki temu zabytki krakowskie są dzisiaj w świetnym stanie, szczególnie w porównaniu z setkami opuszczonych i zaniedbanych budynków, a nawet całych miasteczek i miast w innych częściach kraju" – piszą sygnatariusze apelu.
Zwracają też uwagę na fakt, że Kraków z PKB na głowę mieszkańca przekraczającym 150 proc. średniej krajowej oraz dochodami na mieszkańca sięgającymi 135 proc. średniej dla miast do biednych nie należy i że fundusze centralne powinny przede wszystkim wspierać te obszary, które nie są w stanie same udźwignąć ciężaru kosztów konserwacji.
Buntownicy domagają się wprawdzie zmniejszenia dotacji dla Krakowa i przekazania jej do budżetu generalnego konserwatora zabytków, ale starają się podkreślać, że akcja nie jest wymierzona w Kraków. To rozpaczliwa próba rozciągnięcia przykrótkiej kołdry, zanim będzie za późno, żeby cokolwiek ratować. Bo jak tu spokojnie patrzeć na rozpadanie się kościoła w Żeliszowie k. Bolesławca, przypisywanego Carlowi Gotthardowi Langhansowi (autorowi Bramy Brandenburskiej), ruinę wspaniałego opactwa cysterskiego w Lubiążu czy bieszczadzkich cerkwi w Bystrem i Liskowatem. Ich wartość historyczna i kulturowa jest ogromna, ale z powodu złej lokalizacji dostały wyrok, skazujący na zagładę.
Dajcie nam chociaż milion
Co na to sami krakusi? Nieoficjalnie przyznają, że coś jest na rzeczy, bo dysproporcja jest ogromna. Ale oficjalnie nikt takiej herezji pod Sukiennicami nie wygłosi z obawy przed spaleniem na stosie na krakowskim Małym Rynku.
Mleko jednak już się rozlało. Szef sejmowej komisji finansów radomianin Dariusz Rosati (PO) stwierdził, że obecne rozwiązanie dotyczące ochrony zabytków Krakowa ,”jest rodem z jakiejś innej epoki”. W sukurs przyszedł mu na łamach „Gazety Krakowskiej" jego krajan, szef Społecznego Komitetu Ratowania Zabytków Radomia Aleksander Sawicki: – Radom to też miasto królewskie, a nasze zabytki niszczeją. Nasz społeczny komitet może z l procentu uzbierać 10 tys. zł rocznie. A Kraków dostaje 42 miliony co rok. To niesprawiedliwe. Nam by starczył milion.
Autor: Beata Maciejewska
Data publikacji: 15.02.2013 r.
Miejsce publikacji: 2