Jak to naprawdę ze skarbonką krakowską było
Nie napawam się dumą, lecz przyjemnie jest pomyśleć, że na Rynku Głównym jest identyfikowalne miejsce, gdzie ludzie umawiają się na spotkania… – pisze Jacek Piórecki, autor skarbonki krakowskiej.
Jestem magistrem inżynierem architektem. W 1978 pracowałem jako projektant w Biurze Projektów Przemysłu Paszowego w Krakowie. Był to czas, kiedy zarabiało się w tym zawodzie nieźle, ale za cenę pracy intensywnej i czasem do wieczora. Był to także czas, kiedy pracodawca traktował pracownika jako swoją "własność". Ale pewnego dnia w październiku 1978 roku przeczytałem informację ("apel") w "Echu Krakowa", że powstał Społeczny Komitet Odnowy Zabytków Krakowa, który proponuje społeczną zbiórkę pieniędzy na ten cel. Fundusze rządowe miałyby wesprzeć indywidualne datki finansowe. Ale jak je zbierać; można na konto, ale tego nikt nie widzi. Zatem, wymyślić taką "skarbonkę", którą publicznie można by obserwować i patrzeć, ile pieniędzy i innych wartości ludzie wrzucają na ten szczytny cel.
Przeczytałem któregoś następnego dnia w "Echu Krakowa", że Redakcja zaprasza środowiska twórców do zaprojektowania takiej skarbonki. Pomyślałem: nie jestem własnością pracodawcy i zrobię coś innego, własnego. Od pierwszego momentu miałem pomysł, który później został zrealizowany. Ale najpierw mój szkic pokazałem żonie, która zresztą też jest architektem. Powiedziała: no mogłoby być. O ile byłem zdecydowany co do kształtu skarbonki, to kompletnie nie wiedziałem, na czym ją wesprzeć. No i nagle przyszły mi do głowy te "kule", bo nie są agresywne; nie udają nóżek i łapek. Za dwa, trzy dni (były to końcowe dni października) zaniosłem mój szkic skarbonki do redakcji "Echa Krakowa".
Wygrałem sam ze sobą
Okazało się, że tzw. środowisko artystyczne w ogóle nie zareagowało na ten apel. Tak, więc jako jedyny uczestnik tego "niby" konkursu wygrałem. No sam z sobą. Ale poszło dalej. Teraz dopiero zaczęła się praca. Trzeba było przestudiować materiały historyczne, wybrać symbole, w czym uczestniczyła moja żona (pracująca wówczas w przedsiębiorstwie Pracownie Konserwacji Zabytków w Krakowie), zdobienia i napis oraz rozrysować to wszystko jako rysunki warsztatowe w skali 1:1 – m.in. literę "K", a także literniczo opracować napis (także wybrany przez moją żonę) "CRACOVIA TOTIUS POLONIAE URBS CELEBERRIMA". Teraz pisze się bezosobowo: zastosowano, zamieszczono itd. A pomija się pracę intelektualną i projektową konkretnego człowieka.
Kiedy już Wojskowe Zakłady Remontowe (a nie jak się obecnie pisze: Wojskowe Zakłady Uzbrojenia) podjęły się realizacji skarbonki, zaczął się dla mnie czas intensywnej z nimi współpracy. Chodząc na ten nadzór autorski wpisywałem w moim biurze (BPPP) wyjścia prywatne – do odpracowania, aby nikt mnie nie posądził o to, że robię to kosztem godzin pracy w Biurze, choć cała moja praca nad projektem skarbonki i nadzorem nad jej wykonaniem była całkowicie społeczna. Musiałem autorsko nadzorować wykonawstwo. Nie zapomnę, kiedy wymyślili, że blacha miedziana na "krenelażu" będzie formowana w "cegiełki". No jak blacha ma udawać cegiełki? Sprzeciwiłem się. Nie spałem całą noc i myślałem – przecież ja mam prawa autorskie; tak nie może być. Ale, rano pomyślałem: przecież to co ma powstać, to jest dzieło także z udziałem wykonawców, więc niech to zrobią tak jak chcą, a będzie to ich "piętno" pracy ludzkiej. I wtedy odpuściłem.
Skończyły się limity medali za 1979 rok
W ustaleniach dotyczących informacji o autorach skarbonki zapisaliśmy, że będą tylko wewnątrz obudowy (dotyczyło to także mnie, jako projektanta, a także autora grawerów – p. Stefana Sikory).
18 grudnia 1978 roku odbyło się pierwsze, inauguracyjne posiedzenie SKOZK na Wawelu i chyba w tym dniu "otworzył" tę skarbonkę Przewodniczący Rady Państwa – Henryk Jabłoński, nie pytając o projektanta, a jedynie uściskując dłoń pana pułkownika – dyrektora Wojskowych Zakładów Remontowych. Choć byłem zaproszony na te uroczystość, to czułem się jako persona non grata. No ale nie płakałem z tego powodu. Widocznie pan Prof. Henryk Jabłoński nie miał zielonego pojęcia o kulturze i prawach autorskich, choć miał tytuł profesora.
Podobno potem miano mi przyznać jakiś szczególny medal zasługi, ale Sekretarz Urzędu Dzielnicowego Kraków Śródmieście) zakomunikował mi – przy jakiejś okazji – w 1979 roku, że skończyły się limity medali za 1979 rok.
Kiedy mój pracodawca dowiedział się (z prasy), miał lekkie pretensje, że wystąpiłem prywatnie, a nie jako pracownik BPPP. W którymś wywiadzie udzielonym przeze mnie wyraźnie poinformowałem, że jestem projektantem architektem w BPPP. Ale w informacji zamieszczonej w prasie to zignorowano. Mimo wszystko, dyrektorzy BPPP wynagrodzili mi ten sukces w formie nagrody; to chyba było 3 tys. złotych. Panowie dyrektorzy: Alojzy Bauchan, Ryszard Turski byli bardzo przychylnymi swoim pracownikom osobami.
Tylko nie mów, że zaprojektowałeś skarbonkę…
Potem, powstał duplikat skarbonki na Wawelu (chyba na początku 1979 roku). Ufundowała go i wykonała ówczesna Polfa. Ale też nikt się nie pytał o prawa autorskie. Nawet nikt mnie nie zawiadomił o uroczystości jej otwarcia. Tak to już było w tamtych czasach. Ale i tak się cieszę, że jest w Krakowie dobra pamiątka mojego autorstwa.
Absolutnie nie napawam się dumą, lecz przyjemnie jest co parę lat pomyśleć, że w Rynku Głównym jest identyfikowalne miejsce, gdzie ludzie umawiają się na spotkania. Wprawdzie skarbonka straciła już swoją podstawową funkcję, bo niewiele tych datków do niej trafia, ale jest! A miała stać tylko 5 lat.
Na marginesie: w 1979 roku wybrałem się w podróż do USA, wówczas ciocia mojej żony, która mnie tam zaprosiła powiedziała: Jacusiu, tylko nie chwal się konsulowi, że zaprojektowałeś skarbonkę, bo pomyślą, że ty tam pojedziesz żebrać.
Autor: Jacek Piórecki
Data publikacji: 07.10.2013 r.
Miejsce publikacji: 2