Kryzysowa zazdrość o Kraków
– Na naszych oczach załamała się w Polsce XIX-wieczna filozofia myślenia o zabytku w kategoriach sacrum oderwanego od rachunku ekonomicznego. Dlatego stajemy dzisiaj przed koniecznością stworzenia systemu
efektywnego zarządzania dziedzictwem jako zasobem prorozwojowym, który byłby przekonujący dla społeczności lokalnych
MAŁGORZATA SKOWROŃSKA: Ochrona polskich zabytków kuleje tak, że stowarzyszenia historyków sztuki i miłośników pamiątek historii uderzają w alarmistyczne tony. Z Wrocławia wyszedł apel o likwidację Narodowego Funduszu Rewaloryzacji Zabytków Krakowa i przekazanie tych pieniędzy nie tylko jednemu miastu. Metoda wydaje się karkołomna, ale też pokazuje desperację.
PROF. JACEK PURCHLA: Sytuacja jest dramatyczna, ale apelu o odbieranie pieniędzy Krakowowi nie można tłumaczyć inaczej, jak odwołania do mentalności: skoro nam jest źle, to sąsiadowi powinno być jeszcze gorzej.
– Coś w tym jest… Mentalność mentalnością, ale problemem jest system ochrony zabytków. Widzi pan w nim grzechy główne?
– Nawet więcej niż siedem. Wystarczy tylko rzucić okiem na spis treści „Raportu o systemie ochrony dziedzictwa kulturowego w Polsce po roku 1989", jaki przed trzema już laty przygotowaliśmy na krakowski Kongres Kultury. Wśród tych grzechów są m.in.: głęboki kryzys planowania przestrzennego, kryzys służb konserwatorskich, niewydolność systemu ochrony i konserwacji zabytków czy liczne dysfunkcje prawno-ustrojowe obecnego systemu ochrony dziedzictwa. Nie ulega wątpliwości, iż istniejący statyczny model ochrony jest niesprawny zarówno w aspekcie prawnym, organizacyjnym, jak i finansowym. Jest przy tym paradoksem, że Polska może mieć wielki powód do dumy, jeżeli chodzi o armię znakomitych konserwatorów i ich sukcesy, ale równocześnie mamy dziś do czynienia z ostrym kryzysem systemu ochrony. Kryzys ten dotyczy zarówno mechanizmów finansowania ochrony zabytków, jak i skuteczności istniejących narzędzi zarządzania zasobami dziedzictwa, wreszcie dialogu społecznego.
– Pana diagnoza mówi o stanie agonalnym. Nie możemy sobie jednak pozwolić na utratę tych zabytków, które w Polsce przetrwały wojenną zawieruchę i czasy PRL-u.
– Od lat powtarzam więc jak mantrę, że po roku 1989 na naszych oczach ostatecznie załamała się w Polsce XIX–wieczna filozofia myślenia o zabytku w kategoriach sacrum oderwanego od rachunku ekonomicznego. Dlatego stajemy dzisiaj przed pilną koniecznością stworzenia w Polsce systemu efektywnego zarządzania dziedzictwem jako zasobem prorozwojowym, który byłby przekonujący dla społeczności lokalnych. Wraz z właścicielami i użytkownikami zabytków stanowią one podstawowe ogniwa opieki nad dziedzictwem. Zasadnicza trudność wynika przy tym z faktu, iż o ile zabytek należy do przeszłości, o tyle dziedzictwo służy współczesnym celom. Niestety, żadne zmiany światopoglądowe i polityczne w Polsce nie spowodowały jak dotychczas przełomu w kwestii podejścia do zagadnień ochrony poprzez zarządzanie dziedzictwem. Dotyczy to fundamentalnej kwestii stosunku państwa do zasobów kulturowych jako wartości. W tej sprawie Polskę dzieli przepaść cywilizacyjna od większości europejskich demokracji. O niedocenianiu znaczenia krajobrazu kulturowego jako zasobu świadczyć może rządowy „Raport Polska 2030. Wyzwania rozwojowe". Mówi się w nim wiele – i słusznie – o zasobach ludzkich, ale całkowicie ignoruje wartości kulturowe jako zasoby prorozwojowe. A są to zasoby nieodtwarzalne!
– W dużych miastach, przynajmniej na pierwszy rzut oka, nie jest tragicznie, ale już Polska B ma ogromny problem z zabytkami. Samorządy nie są w stanie wyremontować niszczejących pałaców, dworów, cerkwi, a dotacje z budżetu państwa są za małe. Da się te zabytki uratować przed unicestwieniem?
– Nie ulega wątpliwości, że obecny system nie ochroni bardzo dużej części zasobu zabytkowego, zwłaszcza że nie posiada mechanizmów umożliwiających adaptację do zmieniających się warunków. Dodajmy też od razu, że nie ma idealnego systemu ochrony zabytków. Jeśli jednak nie stworzymy nowego, skuteczniejszego mechanizmu zarządzania zasobami naszego dziedzictwa, to według szacunków zawartych w naszym „Raporcie" tylko co czwarty lub co trzeci obiekt budowlany wpisany do rejestru zabytków przetrwa!
Dziedzictwo to ludzie, a pojęcie dziedzictwa kulturowego odzwierciedla zarówno stosunek społeczeństwa do świata wartości, jak i sam proces ich reinterpretacji. Sądzę, że w tym zdaniu tkwi istota problemu. Bo dziedzictwo należy do nas wszystkich, a dostęp do niego to jedno z podstawowych praw człowieka. Z tego faktu wynika też kluczowa rola kapitału społecznego nie tylko w procesie nieustającego kreowania, reinterpretacji dziedzictwa, ale i dla jego skutecznej ochrony.
– Skoro sami nie wypracowaliśmy skutecznego systemu ochrony zabytków, może warto sięgnąć do doświadczeń innych krajów?
– Na przykład norweski system ochrony opiera się w dużej mierze na budowaniu szerokiej świadomości i na społeczeństwie obywatelskim, a więc na uspołecznieniu procesu ochrony. Można powiedzieć, że dziedzictwo jest narzędziem budowania społeczeństwa obywatelskiego w Norwegii. Dziedzictwo to równocześnie ważne narzędzie edukacji dzieci i młodzieży. W Norwegii filozofia podejścia do zasobów światowego dziedzictwa nie ogranicza się tylko do wymiaru konserwatorskiego. W tym kraju prowadzi się rachunek ekonomiczny wobec dziedzictwa w powiązaniu z przemysłem turystycznym. Właściciel zabytku, który – podobnie jak w Polsce – podlega ścisłym ograniczeniom, ma równocześnie prawo do pozyskiwania środków publicznych na remonty konserwatorskie do 90 procent wartości tych prac. Innymi słowy, demokratyczne państwo prawa w obronie wartości wprawdzie ogranicza święte prawo własności, ale w czytelny sposób pomaga właścicielowi w utrzymaniu zabytkowego obiektu w należytym stanie. Tamtejszy system ochrony zabytków oznacza bezwarunkowe zobowiązanie państwa do finansowania i konserwacji wszystkich obiektów sprzed 1537 roku w 100 procentach. Grupa 28 norweskich kościołów słupowych objęta jest takim stuprocentowym finansowaniem z budżetu państwa – chodzi o to, by doprowadzić te zabytki do zadowalającego stanu konserwatorskiego. Dalsze użytkowanie tych obiektów jest już obowiązkiem ich właścicieli.
– Tylko czy przy naszej krajowej mizerii budżetowej da się zbudować stabilny system ratowania najcenniejszych zabytków?
– Ustawa z 2003 roku o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami w nowoczesny sposób porządkuje na gruncie polskim problematykę współczesnej doktryny konserwatorskiej, jednak nie rozstrzyga zasadniczej kwestii związanej z konieczną zmianą prawno-finansowych aspektów ochrony zabytków w Polsce, w tym nowych mechanizmów jej finansowania. U nas nie istnieje żaden system ulg podatkowych determinujących ochronę dóbr kultury. Jednocześnie w ostatnich latach w zasadzie załamał się system budżetowego finansowania ochrony zabytków w Polsce. Całkowita wartość odtworzenia zabytków objętych prawną ochroną konserwatorską została oszacowana na kwotę nie mniejszą niż 171,655 mld zł. W sumie niezbędne wydatki w skali naszego państwa na zabytki powinny wynosić co najmniej ok. 10 mld zł rocznie. Dodajmy, iż w ostatnich latach minister kultury i dziedzictwa narodowego dysponował na ochronę wszystkich zabytków w Polsce kwotą rzędu 100 mln zł rocznie. Można więc śmiało mówić o bankructwie budżetowego systemu finansowania ochrony zabytków w Polsce. Te dane dobrze tłumaczą, dlaczego krakowskie 42 mln stały się już solą w oku przedstawicieli innych miast i regionów.
– Społeczny Komitet Odnowy Zabytków Krakowa, który ratuje zabytki od wielu lat, nie trzyma się tylko pieniędzy budżetowych. Zasadą stało się dofinansowywanie tych zabytków, których gospodarze potrafią zorganizować pieniądze.
– Po l maja 2004 roku pojawiły się w Polsce nowe źródła finansowania ochrony zabytków. Szacuje się, iż ostatnio wydawaliśmy na renowację zabytków około miliarda złotych rocznie, głównie dzięki unijnej polityce spójności. Także w Polsce B wiele zabytkowych rezydencji zostało zaadaptowanych do nowych funkcji przez prywatnych inwestorów. Kluczową bowiem kwestią dla ratowania naszych zabytków są zarówno niewyjaśnione problemy własnościowe, jak i nowe funkcje dla obiektów historycznych. Nowa perspektywa Unii na lata 2013-2020 tworzy dla Polski bardzo korzystne możliwości finansowania konserwacji i rewitalizacji naszych zabytków ze środków europejskich. To wielka szansa. Nie może ona jednak zwalniać państwa polskiego od stworzenia nowego, pozabudżetowego mechanizmu finansowania ochrony dziedzictwa kulturowego. Warto zwrócić też uwagę na rażącą asymetrię. Polega ona na tym, iż Polska posiada skuteczny system finansowania ochrony naszych zasobów przyrodniczych w postaci Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska, który każdego roku operuje miliardami złotych. Potrzeba uruchomienia analogicznego funduszu dla ochrony dziedzictwa kulturowego jest oczywista. Padło już w tej sprawie kilka ciekawych pomysłów, np. opłaty od reklam wielkoformatowych zaśmiecających nasz krajobraz kulturowy, część wpływów z usług turystycznych itd.
– Jednak nawet przy najbardziej spójnym i sensownym systemie ochrony zabytków potrzebna jest decyzja, co ratujemy w pierwszej kolejności. Korzysta na tym Kraków, którego zabytki przebijają te z innych regionów Polski. To budzi zawiść.
– Stworzona u progu XX wieku w Wiedniu przez Riegla i Dvoraka nowoczesna doktryna zabytku i jego ochrony nie straciła na aktualności. Przypomnijmy, iż Alois Riegl, tworząc teorię zabytku, oparł ją na pojęciu wartości, wyróżniając wartość historyczną, artystyczną i naukową. Nie wiek, ale wartość przesądza więc o objęciu danego obiektu ochroną konserwatorską. Z praktyki wiemy także, jak niebezpieczne było dzielenie zabytków na grupy lepsze lub gorsze. Dziś wiemy również, że naszego polskiego rejestru złożonego z ponad 60 tysięcy tzw. zabytków nieruchomych nie jesteśmy w stanie utrzymać. Z jednej strony wszystkie zarejestrowane zabytki są równe wobec prawa, ale równocześnie trzeba wprowadzić czytelny system „różnych prędkości" w ich finansowym wsparciu. To oznacza zrewidowanie polityki wpisu do rejestru poprzez stosowanie wobec najcenniejszych obiektów statusu pomnika historii jako formy ochrony wspieranej przez państwo na preferencyjnych zasadach.
Szczególną grupę – również co do ich statusu prawnego – stanowią zabytki wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Można zapytać, jak Rzeczpospolita wywiązuje się z konwencji paryskiej UNESCO z roku 1972 i jak to szczególne wyzwanie oraz szczególna odpowiedzialność państwa i społeczeństwa przekładają się na nasze regulacje. Kto dzisiaj w Polsce zarządza światowym dziedzictwem UNESCO? Odpowiedź na to pytanie jest, niestety, mglista. W tej sytuacji chwalebnym wyjątkiem od reguły jest – dzięki SKOZK-owi – pierwszy polski wpis na listę UNESCO, czyli Kraków. Także Wieliczka jako przedsiębiorstwo państwowe i muzeum.
– Stowarzyszenia, które chcą likwidacji ustawy o NFRZK i przekazania tych pieniędzy generalnemu konserwatorowi, twierdzą, że krakowskie zabytki są w takim stanie, który pozwala na ich pozostawienie bez dalszego budżetowego wsparcia. W emocjonalnym liście do krakowian Marek Karabon z Towarzystwa Upiększania Miasta Wrocławia pisze: „Kraków jest wystarczająco silny ekonomicznie, by zadbać o swoje zabytki. Natomiast pieniądze, z których teraz korzystacie, dużo bardziej przydadzą się gdzie indziej. Przez blisko 30 lat reszta Polski dawała Wam – teraz Wy dajcie Polsce".
– O wyjątkowości krakowskiego zespołu zabytków nie będę się rozwodził, bo to fakt bezdyskusyjny. Jeśli pieniądze z Narodowego Funduszu zasilą budżet generalnego konserwatora, i tak Kraków będzie wygrywał granty i konkursy na remonty konserwatorskie. Z racji oczywistych: rangi zabytków i ich funkcji. Pieniądze, którymi dysponuje SKOZK, to narzędzie polityki państwa wobec skumulowanych problemów wielkiego miasta historycznego. To w dużej mierze właśnie dzięki Narodowemu Funduszowi Kraków z ofiary bezprecedensowej katastrofy ekologicznej lat siedemdziesiątych i miasta postępującej degradacji zabytkowych zespołów w realiach ekonomii nakazowo-rozdzielczej czasów PRL-u przekształcił się na naszych oczach w jeden z najszybciej rozwijających się rynków turystyki na kontynencie. SKOZK zmienił i zmienia oblicze Krakowa a państwo polskie czerpie z tego faktu rozliczne korzyści, także w postaci podatków z turystyki. Nakłady ponoszone przez budżet na odnowę zabytków Krakowa zwracają się z nawiązką. Dzięki SKOZK-owi dziedzictwo kulturowe może być wykorzystane jako produkt turystyczny i szerzej zasób prorozwojowy. Warto dostrzec, że o pozycji Krakowa na mapie Europy, o jego silnej marce i wysokiej rozpoznawalności przesądza w dużej mierze potencjał dziedzictwa. Zabytki krakowskie to więc nie tylko wielki rynek prac konserwatorskich i centrum polskiej konserwacji pamiątek historii, to nie balast, ale funkcja metropolitalna, którą państwo polskie w swoim interesie winno podtrzymywać. To nie tylko polska racja stanu, której symbolem jest wawelskie wzgórze, ale ważny czynnik rozwoju milionowej aglomeracji.
SKOZK i jego długoletnie doświadczenie trzeba więc odczytać nie jako budzący zazdrość innych przywilej, lecz jako udany eksperyment w kwestii poszukiwania dróg skutecznego modelu mecenatu państwa wobec dziedzictwa. Dzięki SKOZK-owi Kraków antycypuje też na polskim gruncie nieuchronny proces uspołecznienia procesu ochrony zabytków. Bo to obywatelskie zaangażowanie wielu autorytetów, osób zaufania publicznego w proces ochrony to ważny precedens. To sprawdzony model, którym Kraków powinien się dzielić z Polską.
ROZMAWIAŁA MAŁGORZATA SKOWROŃSKA
*Prof. Jacek Purchla
Historyk sztuki i ekonomista, zajmuje się m.in. dziedzictwem kulturowym i historią miast. Założyciel i dyrektor Międzynarodowego Centrum Kultury w Krakowie. Członek SKOZK-u i wiceprzewodniczący Polskiego Komitetu ds. UNESCO. Od 2000 roku przewodniczy Rady ds. Ochrony Zabytków przy ministrze kultury i dziedzictwa narodowego. Współautor „Raportu o systemie ochrony dziedzictwa kulturowego".
Autor: Małgorzata Skowrońska
Data publikacji: 22.02.2013 r.
Miejsce publikacji: 2