3.07.2010 r. – Podziemia Rynku Głównego | Dawid Hajok
Biuro schodzi do podziemia
Najnowsza atrakcja Krakowa – podziemny park archeologiczny pod Rynkiem, który według zapowiedzi przyćmić ma nawet Wawel – niepokoi historyków i muzealników. W atmosferze sporów władze miasta wybierają zarządcy ekspozycji, którym zostać ma Krakowskie Biuro Festiwalowe
Na znalezienie gospodarza dla największego w Krakowie parku archeologicznego, powstającego osiem metrów pod płyta Rynku Głównego. miasto miało czas do końca miesiąca. Nieoficjalnie mówi się, że operatorem zostanie Krakowskie Biuro Festiwalowe. Naszpikowana elektroniką trasa turystyczna, realizowana kosztem 42 mln zł, najbardziej odpowiada profilowi biura, tych informacji nie chcą potwierdzić na razie w magistracie. -W czwartek wszystko będzie oficjalnie wiadomo – zapewnia Renata Lisowska, rzecznik prezydenta Jacka Majchrowskiego. Ogłoszenie odbędzie się jednak w cieniu awantury, jaka rozpętała się wokół najnowszej atrakcji turystycznej Krakowa.
Nie godzą się na Disneyland
Rozmach z jakim powstaje ekspozycja niepokoi środowisko krakowskich muzealników i historyków sztuki skupionych wokół Społecznego Komitetu Odnowy Zabytków Krakowa. Nie przekonuje ich mrugający z ryciny król, ludzkie szczątki zakopane w wirtualnym piasku, laserowe szcury i cyfrowe hologramy. – Nie wystarczy mydlenie oczu mgielnymi ekranami. Popularyzacja musi posiadać również aspekt naukowy. W przypadku tego, co powstaje pod Rynkiem rodzi się pytanie, co jest tam ważniejsze: oprawa czy treści? – nie kryje rozgoryczenia dr Zbigniew Beiersdorf, historyk sztuki, członek SKOZK. Jeszcze ostrzej wypowiada się Bogusław Krasnowolski, historyk sztuki, zastępca przewodniczącego SKOZK.- Od początku byłem przeciwny temu, co zrobiono pod Rynkiem. Najpierw zmarnotrawiono 20 mln zł na wydłubanie olbrzymiej dziury w miejscu cennego rezerwatu archeologicznego, aby teraz wydać drugie tyle, żeby urządzić tam Disneyland. Nie godzę się na ten lunapark, który władze miasta chcą sobie urządzić w sercu Polski.
Krasnowolski przypomina, że na rzecz efektów specjalnych miasto odsunęło od prac nad podziemną ekspozycją zespół ekspertów z Muzeum Historycznego Miasta Krakowa. Prezydent Jacek Majchrowski zrezygnował z zamówionej przez Zarząd Infrastruktury Komunalnej i Transportu, wartej 600 tys. zł koncepcji MHMK, wybierając inną, bardziej efektowną wizję wystawy, opracowaną przez konsorcjum Trias SA.
Nie ma patentu na przedstawianie historii
– Decyzja należała do zamawiającego. My ją zaakceptowaliśmy, co oczywiście nie oznacza, że nie mamy w tej sprawie swojego zdania. Różnice zdań przy pracy naukowo-twórczej są oczywiste i potrzebne. Nasze obawy wynikają z tego, czy w koncepcji konsorcjum jest dostateczna podstawa historyczna. Mamy też nadzieję, że na nowej wystawie wrażenie będzie narzędziem, a nie podmiotem – tłumaczy Michał Niezabitowski, dyrektor MHMK. Dodaje, że między nim a przedstawicielami konsorcjum nie ma sporu, raczej niezgodności wynikające z różnego spojrzenia na temat. Przedstawiciele Trias SA nie chcą komentować zamieszania. W rozmowie z „Gazetą" mówią tylko, że nikt nie ma patentu na przedstawianie historii. Stanowczo odcinając się od sporów wokół scenariusza wystawy.
Musi być sucho!
Kolejny problem, z jakim miasto musi sobie poradzić – i to w zaledwie miesiąc – to nieszczelna izolacja stropu, przede wszystkim na styku płyty Rynku i Sukiennic. Zanim warta 18 mln zł wystawa zostanie zainstalowana w podziemiach, trzeba mieć pewność, że wilgoć nie uszkodzi sprzętu.
– Gdyby nie wcześniejszy strach przed dotknięciem progów Sukiennic, dziś nie byłoby tego problemu. Ale da się to naprawić. Miesiąc powinien wystarczyć. W podziemiach nie działa jeszcze wentylacja, która ustabilizuje mikroklimat – uspokaja Stanisław Karczmarczyk, przewodniczący Małopolskiej Okręgowej Izby Inżynierów Budownictwa, nadzorujący prace budowlano w podziemiach Rynku.
Autor: Dawid Hajok
Data publikacji: 3.07.2010 r.
Miejsce publikacji: 2