Suchej nitki nie zostawili wczoraj konserwatorzy na wykonawcach kończącego się remontu klasztoru na Bielanach. O Domu Wolskiego powiedzieli, że to już nie XVII-wieczny zabytek, ale tani hotel.Członków komisji Społecznego Komitetu Odnowy Zabytków Krakowa, którzy mieli dokonać odbioru remontu tzw. Domu Wolskiego z infirmerią (dawnym szpitalem), czyli części XVII-wiecznych klasztornych zabudowań należących do eremu kamedułów na Bielanach, czekała niemiła niespodzianka. Oburzenie przybyłych wzbudził już podjazd dla inwalidów na środku malowniczego barokowego dziedzińczyka pomiędzy kościołem a Domem Wolskiego. – Jak można było wsadzić tandetne, gotowe, niklowane balustrady z jakiegoś marketu w zabytkowe otoczenie? Przecież takie poręcze powinny być specjalnie zaprojektowane do tego miejsca. Czy pan wziął za to pieniądze? – pytała wzburzona Barbara Kleszczyńska autora projektu remontu obu budowli Henryka Trybulskiego.Komisja nie miała zastrzeżeń do prac konserwatorskich, lecz modernizacyjnych i aranżacyjnych. W Domu Wolskiego i w dawnej infirmerii kameduli urządzili luksusowy dom rekolekcyjny dla mężczyzn. „Tani Blichtr w środku wymiótł ducha zabytku” – jak się wyraził Zbigniew Beiersdorf, były miejski konserwator zabytków. Uznania komisji nie wzbudziła ściana budynków od strony ogrodu. Zwracano uwagę na obłożenie muru błyszczącymi, różowymi płytami, nielicującymi ze szlachetnymi tynkami na murach zabudowań klasztornych. Krytykowano kłujące w oczy tanie przeszklone drzwi zewnętrzne, a w środku – nowobogacki przepych. Wszędzie widać było efektowne dekoracyjne kafelki pod same sufity, błyszczące armatury, wymyślne kinkiety i lampy.Tu niepotrzebna jest nowoczesność sklepowa, ale wrażliwe projektowanie w oparciu o XVII-wieczne zachowane na miejscu wzory. Ten przepych nie licuje z tym miejscem. Teraz przypomina ono tandetny hotel na prowincji, a nie jeden z najwspanialszych klasztorów barokowych na świecie – zżymał się Beiersdorf. Wiceprzewodniczący SKOZK-u Bogusław Krasnowolski delikatniej nazwał to złym zderzeniem porządnie zakonserwowanego baroku z niedobrą współczesnością.Członków komisji szczególnie zmartwiła ilość marmurów na ścianach i podłogach. Zwracano uwagę, że to zbyt ciężkie i szczelne powierzchnie, uniemożliwiające „oddychanie” murom. – Jest tu wilgoć, będzie grzyb. Widać, że nie myślicie o wentylacji – ostrzegała Kleszczyńska.Uwagi komisji obiecał wziąć sobie do serca inspektor nadzoru z Zarządu Rewaloryzacji Zespołów Zabytkowych Krakowa Jerzy Tylutki i poprawić, co się jeszcze da, m.in. elementy podjazdu do budynku. Zdaniem Beiersdorfa zlekceważono wcześniejsze uwagi komisji.Remont zrujnowanego Domu Wolskiego i dawnej infirmerii zaczął się półtora roku temu i kosztował ok. 7 mln zł (4,5 mln zł pochodziło ze środków unijnych, 1,5 mln dał minister kultury, a ponad milion SKOZK). – Ten zespół jest po Wawelu traktowany jako najważniejsze zadanie konserwatorskie w Krakowie. Jeśli prace tu będą nadal tak traktowane, to będę wnioskował o wycofanie stąd – ostrzegł Beiersdorf. Na odnowę na Srebrnej Górze czeka jeszcze m.in. wnętrze kościoła i foresteria (leśniczówka). Piorunochron Krakowa•• Powstanie klasztoru kamedulskiego na Bielanach Kraków zawdzięcza Mikołajowi Wolskiemu – alchemikowi, artyście, marszałkowi wielkiemu koronnemu, przyjacielowi cesarza Rudolfa II i króla Zygmunta III Wazy. W 1602 r. Wolski sprowadził do Krakowa z Włoch zakon pustelników, dla których za pół miliona ówczesnych złotych zbudował na Srebrnej Górze klasztor. Kilkanaście domków o powierzchni ok. 80 metrów stanęło w latach 1605-1609. W myśl reguły każdy domek – mający własną kapliczkę, wyposażony w kuchenkę, toaletę i celę do spania – miał zajmować jeden pustelnik. Wolski sprowadził też z Włoch architekta Andreę Spezzę, któremu zlecił budowę kościoła. Dziś ten majstersztyk architektury jest jednym z dziewięciu eremów na świecie. Kardynał Karol Wojtyła nazwał to miejsce „piorunochronem Krakowa”.
Autor: KATARZYNA BIK
Data publikacji: 15.04.2008
Miejsce publikacji: 2