Lwów chce przechwycić część turystów z Krakowa
Po raz pierwszy w historii Kraków i Lwów dzieli tylko ok. godzina podróży (podniebnej). Mocno zaniedbany, ale będący gospodarzem Euro 2012 Lwów liczy na krakowian, ale też na… przechwycenie części przyjeżdżających do nas turystów. Czy powinniśmy się obawiać?
Na razie Lwów czeka na Euro 2012. Dzięki tej imprezie miastu przybyło sporo finansowanych z budżetu państwa inwestycji, w tym nowoczesny (znacznie większy od krakowskiego) terminal lotniczy, mogący przyjąć do 5 mln pasażerów rocznie. Jego koszt wraz z modernizacją lotniska wyniósł ok. 1,7 mld zł.
– Kiedyś mówiło się, że nie ma miasta, jeśli brakuje rzeki. Dziś taką rolę pełnią dla miast lotniska! – podkreśla mer Lwowa Andrij Sadowy, ciesząc się, że dzięki połączeniu z Krakowem Lwów stoi teraz otworem dla zagranicznych turystów.
Do leżącego poza Unią Europejską Lwowa nie latają bowiem tanie linie, której najlepiej przyczyniają się do rozwoju masowej turystyki (wyjątek Wizzair Ukraine). Dlatego tak ważne jest połączenie Eurolotem (niskie ceny biletów) z Krakowem, który może operować poza granicami UE, bo należy do narodowego polskiego przewoźnika. Pierwszy samolot z Balic wylądował na lwowskim lotnisku w ostatnią środę! We Lwowie witano go z radością.
– Teraz zagraniczni turyści mogą przylatywać do nas przez Kraków. Zrobią sobie postój u was na dzień, dwa, a potem przylecą do nas. Na początku lat 90. wybuchła w Europie moda na Pragę, dziesięć lat później na Kraków, teraz w kolejce czeka Lwów, ostatni brylant w koronie Europy Środkowo-Wschodniej – mówi Andrij Sadowy. Liczy też, że samolotem z Krakowa przylecą do jego miasta polscy turyści innego rodzaju niż ci, których dotychczas widywał. – Dotąd mieliśmy wycieczki z Przemyśla, które przyjeżdżały do nas na jeden dzień z kanapką w walizce. Teraz liczymy na turystów nieco zasobniejszych, a także na biznesmenów.
Czy Lwów ma rzeczywiście szansę na powtórzenie naszego turystycznego boomu? Kiedyś do Pragi i Krakowa zagranicznych turystów przyciągały niskie ceny. Tej zalety Lwów już nie ma. Uczestników angielskich wieczorków kawalerskich może odstraszyć na przykład to, że piwo we Lwowie kosztuje ok. 8 zł. Ceny w hotelach są porównywalne z polskimi czy czeskimi. Poza tym Kraków i Praga mają całą masę tanich połączeń – Lwów wciąż jest blokowany przez brak integracji Ukrainy z UE.
Obecnie Lwów odwiedza rocznie milion turystów – to niewiele przy ośmiu milionach szturmujących Kraków. Ale władze lwowskiego lotniska, które obecnie ma połączenia z 14 zagranicznymi miastami, zapowiadają, że chcą każdego roku dokładać kilka nowych.
Jeszcze bogatsi od Niemców
Egzaminem z tego, jak Lwów potrafi zadbać o turystów, będzie czas piłkarskich mistrzostw. W mieście spodziewają się kibiców niemieckich i duńskich, których reprezentacje tu grają. – Podczas szkoleń uświadamiamy właścicielom restauracji, hoteli czy taksówkarzom, że to również od nich zależy, jak turyści zapamiętają Lwów. Stadion to nie wszystko. Ważna jest miła obsługa, mapki miasta, menu w językach obcych, dostęp do internetu. Przygotowaliśmy specjalnie naklejkę "Lwów – przyjazne miasto!". Dajemy ją najlepszym przedsiębiorcom – mówi Vasyl Kosiv, wicemer Lwowa. Ubolewa, że wiele wcześniejszych rezerwacji w hotelach zostało odwołanych. Wszystko przez wysokie ceny. Na szczęście miastu udało się przekonać część właścicieli hoteli, by je obniżyli.
We Lwowie strefa kibica będzie się mieścić na deptaku tuż przed słynna lwowską operą. Właściciele okolicznych lokali liczą przyszłe zyski. – Cieszymy się, że przyjadą piłkarscy fani z zagranicy, ale tak naprawdę najbardziej brakuje nam połączeń lotniczych ze wschodnią Ukrainą. Jej mieszkańcy docierają do nas tylko przez Kijów. Szkoda, bo to oni zostawiają najwięcej pieniędzy – zdradza Mark Zarkhin, właściciel włoskiej restauracji Bianco Rosso.
Kibice ze wschodu Ukrainy są bogatsi od niemieckich? – dopytuję. – Nie. Ale mają zwyczaj wydawać więcej pieniędzy! – odpowiada Zarkhin.
Zdrowy tort Sachera
Zagraniczni kibice, którzy przyjadą na Euro 2012, mogą jednak przeżyć lekki szok cywilizacyjny. Sam Lwów, choć przepiękny i bogaty w zabytki, przypomina polskie miasta z lat 70. W kolebiących się po szynach starych tramwajach bilety dziurkuje się w zardzewiałych kasownikach. Z fasad kamienic sypie się tynk. Miastu brakuje pieniędzy niemal na wszystko – nic dziwnego – roczny budżet Lwowa to równowartość miliarda złotych. Dla porównania: tegoroczny budżet Krakowa to 3,5 mld zł, a oba miasta mają podobną liczbę mieszkańców. Na dodatek do Lwowa nie płynie strumień unijnych pieniędzy.
– Nie mamy pieniędzy na odnowienie kamienic. Przydałoby nam się coś takiego jak polski SKOZK – mówi wicemer Lwowa. Liczy jednak, że przeciwwagą dla zaniedbań w miejskiej infrastrukturze będzie dla przyjezdnych atmosfera Lwowa i tutejsze tradycje kawiarniane jeszcze z czasów monarchii austro-węgierskiej. – Mamy taki sam tort Sachera jak w Wiedniu, tyle że robimy go z naturalnych produktów – zapewnia Vasyl Kosiv.
Autor:
Data publikacji: 22.05.2012 r.
Miejsce publikacji: 2