18.02.2013 r. – Środki budżetowe na NFRZK | Małgorzata Skowrońska
Kraków nie niszczy zabytków, lecz je wykorzystuje
Strzał do własnej bramki. Bo jak inaczej nazwać próbę odebrania pieniędzy na ratowanie krakowskich zabytków? 42 mln dla Społecznego Komitetu Odnowy Zabytków Krakowa nie idą na luksusy, ale utrzymanie pomników historii i polskiego dziedzictwa. Tymczasem dostało się krakowskim zabytkom za to, że nie są ruinami. Beata Maciejewska pisze o buncie miast, które chcą likwidacji ustawy o Narodowym Funduszu Rewaloryzacji Zabytków Krakowa (dysponuje nimi SKOZK). Apel podpisały stowarzyszenia z Wrocławia, Poznania, Gdańska, ze Szczecina, z Łodzi, Katowic, Opola, Lublina i Olsztyna. Zdaniem buntowników krakowskie zabytki są w niezłym stanie, a miasto dostało dość pieniędzy. Czas na inne regiony i niszczejące budowle, m.in. kirkut w Lublinie, cerkiew św. Michała Archanioła w Bystrem i opactwo cysterskie w Lubiążu.
Żeby zrozumieć, dlaczego tak ważne jest utrzymanie NFRZK, trzeba wrócić do PRL. Kiedy w 1978 r. miasto trafiło na pierwszą Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, Kraków stał się wizytówką Polski. Odrapaną i niszczejącą, ale z autentyczną – a nie symulowaną powojennymi rekonstrukcjami – architekturą z przeszło 1100 zabytkami ze wszystkich epok.
Przez kilka dekad udało się doprowadzić te pomniki historii, na czele z Wawelem, do takiego stanu, by zwiedzającym nie sypało się i nie lało na głowę. Prace konserwatorskie nie są jednak zakończone i nigdy się nie skończą, bo przy tak wiekowych budowlach skończyć się nie mogą. Tym bardziej że każdy z remontów przynosi jakieś nowe odkrycia archeologiczne czy zaskakujące niespodzianki.
Budżetowe pieniądze, dzięki którym Kraków odnawia zabytki, to dobra lokata. Nie tylko ze względu na następne pokolenia. SKOZK, podejmując decyzję o przydziale funduszy, wymaga własnego finansowania i wymusza na gospodarzach zabytków, by zdobywali pieniądze
z różnych źródeł. Sukiennice, które od ubiegłego roku można wreszcie oglądać po kilkuletnim remoncie, dostały zastrzyk finansowy nie tylko od Komitetu, ale też ze środków norweskich i Ministerstwa Kultury. To jedna z największych inwestycji konserwatorskich ostatnich lat w Europie – prawie 9 mln euro. Podobnie tynieckie opactwo benedyktynów, które dzięki unijnym środkom i wsparciu SKOZK wyremontowało tzw. wielką ruinę, czyli pozostałości po spalonej klasztornej bibliotece. Wartość remontów i konserwacji finansowanych przez właścicieli krakowskich zabytków przekracza każdego roku dotację z budżetu. W latach 2009-11 SKOZK dostawał roczne około 42 mln zł. Do tych pieniędzy gospodarze dołożyli: w 2009 r. – 62,7 mln zł; w 2010 – 60 mln zł; w 2011 -34,4 mln zł.
W Krakowie żaden z wyremontowanych zabytków nie stoi pusty, każdy ma swoją funkcję i zarabia. A właśnie brak gospodarza i sensownego pomysłu, jak zabytek wykorzystać, jest rzeczywistym problemem większości niszczejących polskich pamiątek położonych z dala od turystycznych centrów.
Zabieranie funduszy Krakowowi po prostu się nie opłaca. Co zyskałyby inne miasta na likwidacji NFRZK? Niewiele. Gdyby podzielić tegoroczny budżet SKOZK na wszystkie polskie zarejestrowane zabytki (jest ich prawie 66 tys.), wyszłaby kwota niewiele ponad 600 zł.
W tym roku Kraków dostanie na jeden zabytek ok. 36 tys, zł, a inne miasta – po circa 1200 zł. Bunt przeciw niesprawiedliwemu dzieleniu pieniędzy wybuchł we Wrocławiu – napisaliśmy w ostatni piątek .(Beata Maciejewska, „Kraków niszczy zabytki?”, „Witamy w Polsce", 15 lutego)
Autor: Małgorzata Skowrońska
Data publikacji: 18.02.2013 r.
Miejsce publikacji: 2