4.07.2006 – Klasztor oo. Kamedułów na Bielanach | (KB)
Remont pustelni kamedułów na Bielanach
Jeszcze tylko dwa domki i erem kamedułów będzie jak nowy. Ale to wcale nie koniec prac konserwatorskich na Srebrnej Górze. Na odnowę czeka jeszcze m.in. wnętrze kościoła i foresteria. Kościół z ukrytymi za murem domkami kamedułów na Bielanach to jeden z najwspanialszych na świecie barokowych zespołów architektonicznych. Cały teren klasztoru ogradza kilkukilometrowy mur, a od strony wschodniej jest strefa ścisłej klauzury. Kilkanaście domków o powierzchni ok. 80 m kw. każdy zbudowano w latach 1605–1609. W myśl reguły każdy domek – mający własną kapliczkę, wyposażony w kuchenkę, toaletę i celę do spania miał zajmować jeden pustelnik. Zakonnicy kilka lat temu zaczęli na własną rękę remont podupadłego, zagrzybionego eremu. Aby choć w kilku domkach uratować autentyczny barokowy wystrój, przyszedł z pomocą Społeczny Komitet Odnowy Zabytków Krakowa. Dzięki dotacji tej instytucji w ubiegłym roku przeprowadzono konserwację dwóch pustelni, a w tym roku wyasygnowano 300 tys. zł na odnowę dwóch ostatnich. Zaczął się w nich właśnie remont generalny – z odwodnieniem wokół murów, naprawą więźby dachowej, wymianą dachówek, ocieplaniem ścian, odnową stolarki i konserwacją polichromii. Okazało się bowiem, że w kaplicach pod tynkami odkryto na ścianach ciekawe dekoracje, które namalowali może sami pustelnicy 400 lat temu. Będą konserwowane, ale już w przyszłym roku. Wkrótce zacznie się remont tzw. foresterii (leśniczówki), przylegającej do budynków tworzących jakby „bramę” do klasztoru. Prace te też finansuje SKOZK, który w latach 1993–2000 przeznaczył na odnowę kościoła ponad 3 mln zł. Tam roboty przerwano, by ratować erem, ale trzeba będzie wkrótce znowu budować rusztowania, bo przecież na odnowienie czeka cała nawa główna. Zakonnicy mają też inne kłopoty. Spadające z dachu kościoła ciężkie pryzmy śniegu niszczą zabytkową studnię, trzeba więc będzie jeszcze przed zimą zainstalować płotki na dachu. W kiepskim stanie jest też tzw. Dom Wolskiego, największego dobroczyńcy kamedułów. To on, Mikołaj Wolski, alchemik, artysta, przyjaciel cesarza Rudolfa II i króla Zygmunta III Wazy, marszałek wielki koronny w 1602 roku, sprowadził z Włoch do Krakowa zakon pustelników. Za pól miliona ówczesnych złotych zbudował im na Srebrnej Górze klasztor, w którym kazał się pochować pod progiem kościoła, by wszyscy po nim, deptali. Ale –,jak opowiada prof. Tadeusz Chrzanowski, wybitny znawca baroku – po śmierci, więc tego nie czuł. – Wolski miał bardzo piękną kolekcję malarstwa i w testamencie zażądał, by całą ją spalić. Bo były tam gołe Marsy z Wenerami i to przynosiło zgorszenie. Ten człek pyszny i ambitny zadecydował sam o wyglądzie świątyni, nie licząc się z wymogami reguły. Sprowadził z Włoch architekta Andreę Spezzę, by mu zbudował kościół godny jego sławy. I Włoch zrobił majstersztyk z dwoma wieżami. Nawa główna razem z prezbiterium jest surowym, pozbawionym ozdób barokowym tunelem, ale za to po bokach kaplice aż kapią od dekoracji – mówi prof. Chrzanowski. Dziś kościół i klasztor na Srebrnej Górze to jeden z dziewięciu eremów kamedulskich na świecie. Kardynał Karol Wojtyła nazwał to miejsce „piorunochronem Krakowa”.
Autor: (KB)
Data publikacji: 4.07.2006
Miejsce publikacji: 2