Czy 400-lecie krakowskich kamedułów będzie Ich ostatnią rocznicą?. Skazani na pomoc
Klasztor oo. Kamedułów na Bielanach jest w katastrofalnym stanie. Zakonnicy, którzy prowadzą pustelnicze życie, nie są w stanie utrzymać zabytkowego kompleksu budynków. Konserwatorzy biją na alarm. Mnisi po bezskutecznej walce o fundusze na renowację XVII-wiecznych . budowli gospodarczych, rozważają opuszczenie Srebrnej Góry. – Przyjmujemy to z pokorą. Nie możemy liczyć na wsparcie naszych braci z zagranicy. Kongregacja dziewięciu klasztorów kamedulskich na świecie to zgodnie z klauzurą klasztory ubogie. Nie mamy dochodów, nie prowadzimy działalności duszpasterskiej. Żyjemy w rytm benedyktyńskiej maksymy „ora et labora”. Nie chodzi nam o nasze dobro, ale w takich warunkach długo nie będziemy mogli egzystować. Po 400 latach wszystko zaczęło się sypać — mówi przeor klasztoru o. Maksymilian. Módl się i pracuj Pod główną bramą prowadzącą na dziedziniec klasztoru panuje absolutna cisza. Dostępu obcych pilnują drewniane, rzeźbione drzwi. Z bliska można zauważyć wyryte na drewnie wgłębienia od uderzeń żelaznej kołatki. Uderzali nią wielcy dostojnicy jak i ci, którzy zdecydowali powierzyć siebie Bogu. W samotności, ciszy i kontemplacji spędzić cale życie. Od zewnętrznego świata mnichów-pustelników oddziela wysoki mur, opasujący cały 11 hektarowy teren na Srebrnej Górze. Nikt nie przekroczy go bez pozwolenia. Kobiety do świątyni mają wstęp tylko 12 razy w roku. Taki nakaz wprowadził fundator obiektu Mikołaj Wolski.Kameduli wstają bardzo wcześnie, około godz. 3.30. Po modlitwie i skromnym śniadaniu zaczynają prace w ogrodzie i sadzie, które trwają prawie do południa. O 11.45 rozpoczynają wspólną modlitwę w kościele, o 12 — Anioł Pański. Potem obiad, modlitwa i praca, rozmyślania… Każdy dzień wygląda tak samo. Monotonna codzienność dodatkowo wypełniona jest milczeniem. Odizolowani od świata zakonnicy nie korzystają z radia, telewizji. Milczą też w swoim gronie. Codzienna praca w ogrodzie upływa w ciszy, tak samo samotne spożywanie posiłków. Przy wspólnym stole spotykają się tylko kilka razy w roku. Nie odwiedzają własnych rodzin.— Ciszy i spokoju szukamy w pustelniczych domkach, tzw eremach. Taka asceza, połączona z modlitwą i pokutą jest odwieczną regułą zakonną. Tyle mamy, co sami wypracujemy. Staramy się być samowystarczalni — przypomina o. Maksymilian. Destrukcyjna wilgoć Położony na wzgórzu w zakolu Wisły klasztor narażony jest na zawilgocenie i wiatry. – Nie pamiętam kiedy zabudowa gospodarcza była odnawiana. Kompleksowo chyba nigdy – szuka w myślach przeor o. Maksymilian.Jej stan zachowania można ocenić po wyglądzie furty. Przepiękna polichromia przedstawiająca mnichów i ich historię już za kilka lat może stać się trudna do odczytania. Twarze postaci powoli się rozmywają, odpadają barwione tynki…- Prawdziwy dramat rozgrywa się dopiero we wnętrzu budynków. Są zagrzybiałe, spękane i grożą katastrofą budowlaną – opisują Bartosz Soczówka i Rafał Kowalczyk, młodzi menagerzy, którzy u prywatnych firm zabiegają o fundusze dla zakonu. Na razie bezskutecznie. Właśnie te zabudowania klasztorne, a nie sama świątynia, znajdują się w fatalnym stanie. Wszystkie pełnią podwójną funkcję: są niezbędne dla egzystowania zakonników oraz stanowią unikalny siedemnastowieczny zespół zabytkowy.- Najgorzej jest w okresie przejściowym na wiosnę czy jesienią. Wtedy wilgoć osiada na ścianach. Potem po nich spływa woda – opisuje przeor. Na 11 hektarach stoi 12 domków eremicznych. Ekspertyzy mykologiczne wykryły w nich 28 rodzajów grzyba. Mnisi nie mają gdzie mieszkać. Nie mają też miejsca do przyjmowania gości czy nowych kandydatów na zakonników. Dom rekolekcyjny jest zjedzony przez grzyby. Forysteria, niegdyś dom gościnny dla największych dostojników, grozi teraz katastrofą budowlaną. Zbutwiała drewniana więźba dachowa może już wkrótce nie utrzymać stropu. Rozchodzą się spękane ściany. W podobnej kondycji są piekarnia, dom ogrodnika, stolarnia, ślusarnia, pralnia… Wszystkie wybudowane w XVII wieku.Zakon zalega też z opłacaniem czynszu. Nie stać go na zapłatę za wodę, ogrzewanie, prąd. — Nie starcza środków, mimo że potrzeby mnichów zredukowaliśmy do minimum — mówi przeor otulając się w gruby sweter.Każdy może pomóc W testamencie fundatora Mikołaja Wolskiego jest zapis, że jeżeli zakonnicy opuszczą Srebrną Górę, to przechodzi ona w ręce spadkobierców. Jeśli nie znajdą się fundusze na konieczny remont, czarny scenariusz stanie się rzeczywistością. Jest to szczególnie smutne, bo w tym roku przypada 400-lecie klasztoru. Kulminacja obchodów będzie 30 maja i zbiegnie się z bielańskim odpustem w Zielone Świątki. Przywrócenie do porządku tylko jednego domku eremickiego to kwota 150-200 tysięcy złotych. Kameduli szukają środków na remonty również u osób prywatnych i firm. Kilka lat temu taką pomoc zapewniła Telekomunikacja Polska. Dziś świadkiem tej pomocy jest tabliczka umieszczona na klasztornym murze. Miejsca na podobne uhonorowanie jest więcej. Dla dobroczyńców będzie też szczególne miejsce w klasztornej kromce. – Na razie nikt inny z prywatnych spółek nie zareagował na nasz apel. Przychodzą natomiast pojedyncze osoby, oddają nam swoje oszczędności, emerytury. Od wielu lat wspiera nas też Społeczny Komitet Odnowy Zabytków Krakowa. A to i tak tylko kropla w morzu potrzeb — mówią mnisi. Zwracają się więc za naszym pośrednictwem o pomoc do wszystkich, którym los zabytkowej perły, najpiękniejszej w kamedulskich włościach całej Europy, nie jest obojętny. Ofiarę można złozyc podczas wizyty w eremie, po wcześniejszym uzgodnieniu telefonicznym pod numerem (+48) 12 429-81-80, fax (+48) 12 429-72-93.Komentuje dla nas Bogusław Krasnowolski wiceprzewodniczący SKOZKPrzez kilkanaście lat SKOZK odnawiał wnętrze świątyni i poszczególne kaplice. W tym roku na wniosek klasztoru 150 tys. zł trafi na remont domków eremickich. Tyle jesteśmy w stanie dać na dzień dzisiejszy. Klasztor na Srebrnej Górze jest jednym z najważniejszych założeń barokowych w Europie. O jego klasie świadczy projekt przywieziony z Rzymu, nadzór nad budową włoskich architektów, wspaniały wystrój. To też wielka kompozycja zabudowy gospodarczej, autentycznej i niepowtarzalnej, która zachowała się do dziś dzięki klasztorowi.Komentuje dla nas Jan Janczykowski małopolski konserwator zabytkówTo zabytek w szczególnie trudnej sytuacji, bo kameduli są skazani na pomoc z zewnątrz. Nie mają własnych dochodów, nie mogą wpuszczać na swój teren turystów. Odnowę wielkiego obiektu trzeba najpierw sensownie zaplanować. Na najbliższej komisji obejrzymy dokładnie każdy obiekt zespołu. Nie potrafię teraz oszacować kosztów remontu. Będzie ciężko znaleźć te pieniądze, bo w tym roku wszystkie środki zostały już rozdysponowane. Projekt prac umożliwi staranie się o nie z innych źródeł, np. Ministerstwa Kultury czy Unii Europejskiej.
Autor: Paulina KRZEK
Data publikacji: 23.04.2004
Miejsce publikacji: 1